czwartek, 22 kwietnia 2010

Czwartek z małymi wagarami zaliczony:-) nie rozleniwiłam się jednak do końca i nadrobiłam pare rzeczy na jutro. Jeszcze kilka ważnych prac do napisania (może w weekend?) i moje sumienie będzie spokojniejsze. 

Sporten? Ćwiczenie brzuszków jednak nie wychodzi tak regularnie jakbym chciała, ale o 23 po całym dniu nie mam już motywacji na te 200 przeróżnych ćwiczeń. 

Marzy mi się kilka stempli do moich kartek, ale póki co wystarczą allegrowe zakupy na bazy pod albumy i inne pierdołki. Mam też plan i zapał do stworzenia prawdziwej pracowni scrap-filcowej na moim biurku :-) Muszę znaleźć kilka ciekawych szkatułko-podobnych pudełek i innych cudów (może w Czaczu?) i zacznę ustrajanie. W końcu klimat to duża częśc sukcesu.

Jutro zapowiedziane feestje, jednak z grupowej wyprawy zostałyśmy jak zwykle w trójkę, więc pewnie skończy się na jednym klubie do północy.

Do domu wracam w sobotę, chcę wybrać się na obiecany spacer, więc dzisiaj musze zmotywować sie do napisania choć urywka pracy o filaryzacji w NL.  I myślę, że nie padne po dwóch zdaniach(kto powiedział, że wagary nie popłacają?)

Wrzucam też zdjęcie mojej pierwszej filcowej postaci, czyż nie jest prawdziwą elegantką? Ma na imię Lola, powstała jeszcze w trakcie zimy, lub jesieni? Trafiła w dobre ręce na Wildzie i niestety nie doczekała się godnej sesji... 

Jej ręce jak widać są lekko zaniedbane, twarz jakaś przekrzywioa (ręce są celowo nieproporcjonalne), a uroczy kwiatek na kapeluszu został nieuchwycony. Poza tym obecnie wisi zaczepiona o bambus na parapecie i jest jej z nim do twarzy:-) Lola w dżungli to jej drugie imię;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz