Ma już dwie nogi, dłuuugi pasiasty ogon i szalone oczy. Zostały dwie chude ręce. Tempo zatrważające, a wykonanie wbrew filcowym zasadom (że niby ma być porządnie ubita wełna i nakładana w małych ilościach, eee zrobiłam mięciutkiego lemura - takiego do przytulania! Wełny nie ucinałam, więc najświętszych zasad nie złamałam).
Zdjęcia Lemura pokażę jak będzie gotowy i trafi do nowej właścicielki (był obiecany, ale z góry założyłam, że prawdziwego nie kupię, bo to zwierzę chronione i ma mieszkać tylko na Madagaskarze, a nie w naszym mroźnym i nie zawsze przyjemnym kraju;-))
Póki co, zdjęcie ciasta czekoladowo-pomarańczowego, prezentu dla Ł. na walentynki (i rewanż za tę blaszkę)
A po takim lodzie spacerowaliśmy, kiedy jeszcze na termometrze było -20...
Aspro na środku jeziora, po długich nawoływaniach przełamał lęk i wszedł na taflę (...ośnieżoną;-))
No, to tyle. Miłego tygodnia!:-)