czwartek, 27 maja 2010

Tyle chęci...

a tak mało czasu.

Pochłania mnie praca na cultuurstudies (wybrałam temat Srebrenicy, na pierwszy rzut oka zupełnie niezwiązany z Holandią,  a jednak... ). Utknęłam w połowie, a termin oddania mija w poniedziałek. 

Sesja nadciąga duużymi krokami i zaczyna głośno chrząkać mi nad uchem... Marzę o 23 czerwcu, kiedy poczuję, że już "PO"! Wtedy będę mogła usiąść z A. nad albumami, notesami i innymi, choć nie na długo, bo już w lipcu wyprawa do Amsterdamu (tak! tak! tak!). Na cały dłuugi miesiąc, jak nie na dwa :-)!

Nabyłam piękną dracenie 'song of India', to pierwsza roślinka w mieszkaniu (nie licząc bazylii - Pamelii, która w grudniu padła ofiarą nadmiaru wody, a czasem jej braku)... Nowa roślinka została właśnie nazwana Leonem.Tak, trochę przypomina roślinkę Leona, tego Leona ;-)

A propos Indii... ostatnio poczułam dziwne uczucie tęsknoty za wszystkim, co tam po raz pierwszy poczułam. Nie chodzi mi o całą egzotyke związaną z "Incredible India", ale rzeczy na pozór zwyczajne. Barwy, zapach, gesty, dźwięki. Coś czego się nie zapomina. Do grudnia jeszcze daleko, ale świadomość powrotu do tego kraju motywuje do cierpliwego czekania:-)


Edit---> Już niedługo trafią do mnie piękne magnesiki 'Praga' z okazji 100 posta u Muci :-) Jupi!!!